Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powrót do domu w strachu i niepewności. Nie piętnujmy ludzi w kwarantannie

Wojciech Kulig
Wojciech Kulig
Nasi Czytelnicy sygnalizują, że w społeczeństwie narasta groźny problem - stygmatyzowanie osób z koronawirusem i tych, którzy są w kwarantannie. Przykład z życia wzięty niech da do myślenia.

6 marca, kiedy jeszcze nikt nie sądził, że świat lada dzień niemal całkowicie przyhamuje, wylecieliśmy razem z przyjacielem na 7-dniową wycieczkę do Gambii w Afryce. Wówczas wiedzieliśmy o jednym przypadku zakażenia koronawirusem - to był mężczyzna, który przyjechał do Polski autobusem z Niemiec. W tamtym czasie Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradzało podróże np. do Włoch, Chin, Japonii i do Iranu. Do innych państw podróże dalej były możliwe, nikt nie powiedział, że to niebezpieczne wyjeżdżać np. do Turcji, czy właśnie do Gambii. Wycieczki były dalej sprzedawane.

Sytuacja jednak zaczęła się zmieniać po 6 marca, kiedy to liczba zakażonych w Polsce zaczęła szybko rosnąć. Na początku żyliśmy jeszcze samymi wakacjami, odwiedzaliśmy rezerwaty przyrody, byliśmy na safari (o wycieczkach po Gambii piszemy na łamach tygodnika Głos Sławna i Darłowa). W ciągu kolejnych dni błogi odpoczynek był coraz bardziej przygaszany przez informacje o koronawirusie, który opanowywał cały świat. Pojawił się niepokój, a gdy w Polsce zaczęto zamykać szkoły i przygotowywać się na zamknięcie granic - autentyczne przerażenie.

Nastroju nie poprawiali turyści mieszkający z nami w tym samym hotelu. Udzieliła im się panika. Dostawali informacje, że niebawem będzie zamykana Warszawa - a my przecież tam mieliśmy wylądować po wakacjach.
To już nie był relaks; od środy, 11 marca myśleliśmy tylko o powrocie do kraju, choć w samej Gambii nie odnotowano wówczas ani jednego przypadku koronawirusa. Do kraju wracaliśmy w nocy z 13 na 14 marca. Po godz. 5 nad ranem wylądowaliśmy w Warszawie. Wcześniej wypełniliśmy karty lokalizacyjne naszego pobytu w najbliższych 30 dniach. Po wylądowaniu (daleko od terminalu) podjechało do nas wojsko. Żołnierze w maskach i rękawiczkach sprawdzali każdemu temperaturę. Zrobiło się naprawdę groźnie. Na szczęście nikt nie miał gorączki. Wypuścili nas. Jednak dopiero wtedy zaczął się prawdziwy strach. Jechaliśmy kolejką podmiejską do Dworca Zachodniego w Warszawie.

Powrót pociągiem do Sławna był bardzo stresujący. Pojawiały się pytania, co będzie dalej i obawa, że jeśli złapaliśmy wirusa, to czy nie zakazimy rodziny. Mętlik w głowie i chaos informacyjny. Do kogo się zwrócić o pomoc? Czy wynająć jakieś osobne mieszkanie na okres 2 tygodni? Z tego względu, że na lotnisku oprócz mierzenia temperatury nie było żadnych innych badań, zadzwoniłem do sanepidu. Uprzejma pani poinformowała, że powinienem być w domu dwa tygodnie, w miarę możliwości nie przebywać z rodziną. Pierwsze dni pobytu w domu z najbliższymi to była obawa o ich zdrowie i życie. Znajomi pytali o stan zdrowia. Byli też tacy, których interesowało wyłącznie to, czy przypadkiem nie wyszedłem z domu. Na szczęście nie miałem żadnych objawów. Czas kwarantanny dawno minął, a zdrowie dopisuje.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Docierają do mnie sygnały, że także w naszym powiecie piętnowane są osoby będące w kwarantannie. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jaką huśtawkę nastrojów przeżywa tysiące osób zamkniętych w swoich domach. To ludzie bojący się o swoje i innych zdrowie. Oni potrzebują teraz pomocy, a nie hejtowania i obrażania. Pamiętajmy o tym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na darlowo.naszemiasto.pl Nasze Miasto