Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podróże Leszka Walkiewicza z Darłowa. "Trzeba mieć marzenia i je realizować"

Wojciech Kulig
Wojciech Kulig
Leszek Walkiewicz i jego pamiątki z podróży.
Leszek Walkiewicz i jego pamiątki z podróży. Radek Koleśnik
Pełne egzotyki, różnorodności, a czasem i niebezpieczeństw - takie są wyprawy Leszka Walkiewicza, znanego podróżnika z Darłowa. Naszemu dziennikarzowi opowiedział o swojej najdłuższej podróży dookoła świata i nie tylko.

Kusze do podwodnego polowania, rzeźby różnych bóstw włącznie z podróżnym ołtarzykiem, ręczne malowidło artystyczne z Peru, instrumenty, lampy i wiele innych - pokazuje nam swoje pamiątki z podróży Leszek Walkiewicz. Jego mieszkanie jest dosłownie wypełnione różnymi drobiazgami, które zakupił odwiedzając dany kraj. A zwiedził wiele regionów, wysp i państw, których naliczył już ponad 100.

Swoje zamiłowanie do podróżowania pobudził w sobie będąc jeszcze w drugiej klasie szkoły podstawowej, kiedy dostał na imieniny książkę pt. „Przygody Odyseusza”. W pierwszą podróż wybrał się w Góry Świętokrzyskie.
W pierwszą dalszą wyprawę popłynął jachtem wraz całą załogą na położoną na Morzu Śródziemnym Korsykę. Było to w 1978 roku.

- To stamtąd pamiętam pięknie pachnącą roślinność, wspaniałe góry, czystą wodę i łososie - wspomina.

Podróż dookoła świata

W kolejnych latach przyszedł czas na najdłuższą i najdalszą podróż dookoła świata, która odbyła się dokładnie w latach 1984-1986. Przed rozpoczęciem tej wielkiej wyprawy wraz z całą załogą remontował jacht. Dzięki temu żeglarze uzyskali prawo do wypożyczenia jachtu bezpłatnie na 20 miesięcy. Z Kołobrzegu wypłynęli 16 października 1984 roku. Panowały już sztormowe warunki. Dalej płynęli m.in. przez Kanał Kiloński, Calais we Francji, Wyspy Kanaryjskie.

- Dwa tygodnie zajęło nam przepłynięcie przez Atlantyk. Były sztormy i inne niespodzianki. Czasami były to naprawdę duże sztormy i fale do 20 metrów. Wszystkie modlitwy się odmówiło, obiecało się pielgrzymkę do Częstochowy. Sytuacja była naprawdę groźna - opowiada Leszek Walkiewicz.

- Jacht to jest łupinka, jeden steruje i jest lekko przywiązany do masztu, żeby go fale nie zmyły, a fale cały czas biją w twarz. Wystarczy niewiele zboczyć z kursu i fala przewróci jacht i będzie po nas wszystkich.Na szczęście daliśmy radę - dodaje.

Dalej płynęli przez Kanał Panamski, odwiedzili Wyspy Galapagos, Polinezję Francuską, Tonga, Fidżi. Następnie Australia, Indonezja, Cejlon, Indie, Jemen, Sudan, Egipt, Morze Śródziemne. Jednym z najtrudniejszych odcinków tej wyprawy był odcinek za Cieśniną Torresa.

- Były przeciwne prądy do 7-8 węzłów i pływy. Płynęliśmy nocą, nie mając dokładnych map. W pewnym momencie usłyszeliśmy, huk stanęliśmy i zobaczyliśmy wokół jachtu rafę koralową. Wpłynęliśmy w nią. Włączyliśmy silnik i próbowaliśmy się wydostać, ale to nie pomogło. Wystrzeliliśmy race, ale nikt jej nie zauważył. Na szczęście o 5 rano podniosła nas do góry fala i popłynęliśmy dalej - wspomina.

Jakie miejsce podczas tej wyprawy mu się najbardziej spodobało? To Polinezja Francuska.

- Otwarci i przyjemni ludzie. Żeby nawiązać kontakt z miejscowymi, to np. daliśmy im trochę gwoździ i papieru ściernego. Potem w podzięce przynieśli nam owoce. Nauczyliśmy się 70 miejscowych wyrazów. Jak się mówiło w ich języku to byliśmy prawdziwymi kumplami - wspomina z uśmiechem Walkiewicz i dodaje, że tubylcy byli przyjaźnie nastawieni. - Przynieśli nam rybę, a to pokazali gdzie można znaleźć dawne rzeźby polinezyjskich bogów. W tamtych czasach było też rzadkością podróżowanie w ich strony - mówi podróżnik.

Jak zaznacza, zawsze ma zasadę, że trzeba nawiązać kontakt z miejscowymi, to wówczas można się czegoś ciekawego dowiedzieć.

- Żeby zobaczyć Wyspy Galapagos dwa razy jeździliśmy z kolegą i ładowaliśmy piach nadmorski na budowie. Za tę pracę kierowca woził nas w miejsca, gdzie np. są wulkany, czy pokazywał gdzie się wylęgają żółwie - przypomina.

Po 20-miesięcznej wyprawie przyszedł czas na kolejne podróżnicze pomysły. Odwiedził m.in. Borneo, skąd przywiózł niesamowite wspomnienia.

- Wspaniała przyroda, lasy deszczowe i dżungle. Postanowiliśmy też wybrać się nocą do dżungli z miejscowym przewodnikiem. Na drzewach były jadowite węże, pająki wielkości pięści, wije jak stonogi - jedna z nich ugryzła kolegę. Było niebezpiecznie, ale obeszło się bez większych problemów - opowiada darłowski podróżnik, dla którego podróże są częścią życia.

- Trzeba mieć marzenia i je realizować. Może nie od razu, ale krok po kroku - mówi do Czytelników Głosu Koszalińskiego Leszek Walkiewicz.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na darlowo.naszemiasto.pl Nasze Miasto